Jak schudnąć 5 kg - dzień drugi

Walczę z 5 kg, które niepostrzeżenie pojawiły się na mojej wadze po tym, jak rzuciłam palenie. Postanowiłam więc wdrożyć plan ratunkowy: 1500 kalorii dziennie plus intensywne ćwiczenia. Dzisiaj dzień drugi odchudzania.

Dołącz do nas na Facebooku

Zaczęło się fatalnie. Na wadze widzę więcej zamiast mniej. Było 68,9, a jest 69,5. Nie wiem, jak to możliwe... Płakać mi się chce, zwłaszcza, że poszłam spać po dojadaniu, ale głodna... Miałam wyrzuty sumienia, że chce mi się jeść, że uległam pokusie i zjadłam parówki i kiełbasę, cieszę się naiwnie w duchu, że białko, a nie węglowodany...

Nie ma lekko...

I mimo że mogłabym dostać stopień profesorski za staż w odchudzaniu, bo zajmuję się tym od wielu, wielu lat, to ciągle nie wiem, co zrobić, gdy na diecie odczuwa się przejmujący głód... Czy trzeba wytrzymać, czy oszukać żołądek? Czy posłuchać organizmu, który mówi: "jeść", czy zignorować ten sygnał, wyśpiewywać mantry. By przekonać siebie samego, że głód można podobnie jak ból opanować?

Zaciskam zęby i po porannym prysznicu, odwiezieniu syna do szkoły jadę do pracy, gdzie czeka na mnie torba z jedzeniem: pięć posiłków od dietety.com . Niestety na śniadanie jest owsianka z brzoskwiniami i miodem (270 kcal), której nie cierpię... Przychodzi mi do głowy diabelski pomysł, żeby zrezygnować ze śniadania, w sumie robiłam tak od lat i jakoś żyłam, nie tyłam i wszystko było w porządku, jednak patrzę na pozostałe posiłki, które mam dzisiaj na stanie i dochodzę do wniosku, że lepiej tę owsiankę zjeść.

Owsianka czy sałatka z płatkami owsianymi?

Jest okropna. Zawiera mleko i jakieś kawałki owoców. Zamykam oczy, przełykam jak lekarstwo. I mam poważne wątpliwości, czy takie śniadanie mi służy, skoro ostatnie łyżki wywołują u mnie odruch wymiotny. Popijam wszystko słodką herbatą, żeby zabić smak owsianki w ustach. I o dziwo po 10 minutach stwierdzam, że jestem najedzona. Tak porządnie.

Kiedyś robiłam sobie sałatkę z płatków owsianych Ireny Gumowskiej, która była dziennikarką i propagatorką zdrowego trybu życia i odżywiana zdrowego przede wszystkim. W jakiejś zamierzchłej gazecie był przepis na sałatkę "dla urody", którą robiło się tak:

Trzeba wziąć cztery płaskie łyżki płatków owsianych i zalać je czterema łyżkami gorącej wody. Najlepiej to zrobić wieczorem, żeby płatki mogły zmięknąć do rana. Tuż przed zjedzeniem do płatków trzeba dodać cztery łyżki chudego mleka (2 proc. zawartości tłuszczu), dodać starte ze skórką całe jabłko, łyżkę soku z cytryny, 4-5 drobno posiekanych orzechów laskowych oraz łyżeczkę miodu. Wymieszać i zjeść. Uprzedzam, że z takiej ilości składników powstaje pokaźna porcja, która mnie wystarczyła na dwa razy (w czasach, gdy jadłam sałatkę z płatków owsianych). Nie zauważyłam, żeby wyraźnie dodała mi ona urody, ale miałam poczucie, że jem bardzo zdrowe rzeczy. I postanowiłam, że następnym razem, jak w menu pojawi się owsianka, to zastąpię ją moja sałatka dla urody Ireny Gumowskiej.

Czas na coś lepszego

Około 11.30 zjadam drugie śniadanie - sałatkę makaronową z brokułami i gorgonzolą (253 kcal). W porównaniu z pierwszym śniadaniem to niebo w gębie, choć muszę przyznać, że wszystkie te dania są kompletnie niesłone. I nie wiem, czy powinnam dodać soli (tracę ją w czasie treningu), czy jednak zaufać odżywczym wartościom posiłków, mając z tyłu głowy, że sól zatrzymuje wodę w organizmie oraz to, że ja zawsze dużo soliłam, więc pewnie potrawy są słone, tylko nie dla mnie.

Obiad, na który mam gulasz z indyka, kaszę perłową (nie lubię) oraz ogórka konserwowego (326 kcal), całkowicie mi wystarczy. Kaszę zjadam z rozsądku, choć mam opór przed węglowodanami... Podwieczorek to kawałek ciasta czekoladowego (130 kcal). Mimo że zawiera minimalną ilość cukru, bo jest prawie wytrawne, to smakuje wybornie. Choć prawdę mówiąc wolałabym, żeby na deser była micha zielonej sałaty z pomidorem i sosem vinigrett.

Po treningu jest najtrudniej

Ok. 19. wybiegam z domu na Górnym Mokotowie, robię pętlę wokół Łazienek (6,26 km) i co razem z dobiegnięciem do bram parku i powrotem do domu z podbiegiem na Skarpę Wiślaną dało 10,2 km. Jeszcze tylko rozciąganie na dole (5 minut, a powinnam co najmniej 10) i już pędzę windą na szóste piętro, bo umieram z głodu. I tutaj zonk. Na kolację jest mała miseczka zupy jarzynowej, którą wypijam duszkiem. Jestem głodna. Bardzo. I nie bardzo wiem, co z tym zrobić. Na szczęście w domu mam pierś z indyka w plasterkach. Pożeram całość - ok. 150 gramów i zagryzam to trzeba ogórkami kiszonymi. Żołądek jest wypełniony, ale ciągle czegoś mi brakuje... Idę głodna spać. Okaże się później, że kolacja po treningu biegowym to temat dla mnie bardzo trudny, zwłaszcza na diecie 1500 kcal. Mam nadzieję, że przynajmniej na wadze znajdę jakiś ślad tych odchudzeniowych męczarni.

Dietetyczne danie na zawołanie!

Więcej o:
Copyright © Agora SA